sobota, 31 stycznia 2009

Paskudna pogoda

Przed chwilą Mój Mężczyzna rozmawial z koleżanką z Krakowa. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Ja chcę do Krakowa! Albo wogóle najlepiej w jakieś góry - może w Stołowe?
W Krakowie leży śnieg i wszystko jest zasypane, i całą miejską, styczniową biedę przykrywa biała kołdra. A tu co? Paskudnie jest: szaro, buro i ponuro. Z nieba coś leci. Niby śnieg, ale jakoś tak bez szczególnego przekonania.

Bleeeeeeee - taka pogoda, to taka jakby jej wcale nie było - bezpłciowa taka.

Ma być plener na Skrzycznem. Byliśmy tam w lipcu chyba? Lało i lało. Ale była przygoda :)
Chcieliśmy zbadać jakąś drogę na zboczu Skrzycznego i, chcąc przejechać po mokrej trawie, zaczeliśmy zsuwać się bokiem ze stoku. Po drodze na szczęście były drzewa i na nich zatrzymaliśmy się. Wgnietliśmy bok w Nissanie i potłukliśmy reflektor. No i tak sobie wisieliśmy na jakiejś jarzębinie, a buczek jej pomagał.

Niech Bóg błogosławi człowiekowi, który wymyślił komórki! Zadzwoniliśmy po pomoc i przyjechało dwóch przemiłych Panów w ................ zdezelowanym Żuku! Żuk miał napęd na 4 koła!

Po dwukrotnym urwaniu liny Panowie stwierdzili, ze zaczepiamy łańcuchem - zaczepili - pociągnęli - i ..........wyciągnęli nas :D Jak widać nie wszystko złoto co się świeci: żuk był stary i skatowany, ale skuteczny :D

Do Stasikówki wróciliśmy mokrzy i zmarznięci. Świnki były zachwycone :D
Mniej zachwycone były przy zejściu ze Skrzycznego pod wyciągiem: lało, mgła była jak mleko, a wiało okropnie. Dzieci szły zawinięte w ......... worki od śmieci, bo w Schronisku na szczycie zabrakło płaszczy przeciwdeszczowych. To wogóle zaskakujące jakim brakiem wyobraźni wykazuja się osoby wybierające się w góry: widzieliśmy cała rodzinę ubraną w krotkie spodenki i sandały. A na dole lało! No cóż - niektórzy czują się zobligowani nie temperaturą tylko porą roku;)
A to, na koniec: Zosia pocieszona jagodami. Gdyby nie te jagody bylibyśmy w Stasikówce z godzinę wcześniej :D

piątek, 30 stycznia 2009

Kwiatki bratki i stokrotki


To jest tarnina - dużym zblizeniu - lubie to zdjecie bardzo - takie jest wiecej abstrakcyjne :D


A to sa firletki. Fajna nazwa - prawda? Bo one sa takie wlasnie firletkowe: rozowiutkie i maja takie sliczne postrzepione platki. Sa delikatne, i jako pojedyncze kwiatuszki, calkowicie niepozorne, ale za to rosna i zakwitaja calymi lanami. I wtedy czlowiek czuje sie szczesliwy i wszystko widzi rozowo :D Cale ich masy rosna nad Warta. Wogole to sa kwiateczki lubiace wode i mokradla i rozlegle laki.
W ogrodzie mam odmiane firletki - firletke kwiecista (lychnis coronaria). Bardzo piekna, choc wcale nie taka delikatna i subtelna jak jej lakowa krewna. Firletka kwiecista jest roslina pyszna i slusznie: kwitnie kwiatami, w glebokim, ciemnorozowym kolorze, na srebrzystych, pokrytych kutnerem, czyli takim roslinnym futerkiem, pedach. W sumie przypomina futurystyczna rzezbe, ale najlepiej wyglada w duzych, jednogatunkowych grupach. Uwielbiam ja i pozwalam jej rozsiewac sie bez ograniczen.

Rozpedzilam sie wakacyjnie




Z Roztocza pojechalismy na tydzien w Bieszczady. Spotkalismy sie tam z Witkiem i jego Rodzina: zona Kasia i corka Hania. Jezdzili z nami i pokazywali wszystkie ciekawe miejsca - wielkie dzieki :). Pierwsze zdjecie, to rzeczka Wetlinka - pod jakims mostkiem to robilam, przy samej szosie, a trzy nastepne przedstawiaja wodospad na potoku Hylatym - piekne miejsce - chce tam wrocic :) z aparatem, bo za pierwszym razem sie zachlysnelam.
Bylismy tez na Sinych Wirach, ale slonce walilo z nieba niemilosiernie i nic sensownego, wartego pokazania, nie udalo mi sie zrobic.

Dla Ani

Proszę Aniu - obiecałam, więc wrzucam - tej nie budowałam sama, ale ją odzyskałam dla potomności. Kupiłam na Allegro. Jak przyszła, to prawie się popłakałam- w stanie była okropnym. Ale co tam: oskrobałam, odrobaliłam i jest. Oto ona :)

A to wieszaczek z jaskółkami. Została jakaś resztka sklejki, która szkoda było wyrzucić. No to zrobiłam wieszak :D


A to kolejny wieszak. Ma nieco ciekawszą genezę niż poprzedni: kupiliśmy kiedyś wędzoną bellonę - była pyszna! Oprócz tego, że była pyszna, miała jeszcze przedziwne jaskrawozielone............ości! Jak nylonowe żyłki! I to furda.
Najładniejszą miała głowę! Piękną, smukłą, z dłuuuuuuugim dziobem wypełnionym maluśkimi ząbkami (jest słonowodną krewną szczupaka więc, to nie dziwne). I leżała, ta głowa, u nas w lodówce, ze trzy miesiące, bo szkoda było nam ją wyrzucić!
W końcu, jakimś dziwnym trafem, wymyśliłam, że można by zrobić taki sprytny wieszak do łazienki i powstała :D.
Uch - na razie dość o decoupage'u. Reszta kiedy indziej.

Siedze i siedze, mysle i mysle..........

...i nic nie wymysle, bo wciaz nie ma odpowiedzi od klienta. Za to sobie troszke popisze i moze sie odstresuje. A potem sobie porysuje, bo lubie :)
O, juz mi lepiej:)
Tym razem wrzuce sobie zdjecia z pleneru jesiennego na Pomorzu.
Zoraganizowali ten plenerek nasi Znajomi: Paulina i Lukasz. Miejsce piekne, bardzo malownicze. Polozone w lasach. Dookola woda, buki, bagienka. Cudnie. Pogoda troche niesprzyjala, ale co tam - fajnie bylo: caly dzien jezdzilismy, szukajac plenerow, wieczorem jedlismy pyszny, obfity obiad przygotowany przez Pania, ktora nas goscila. Pozniej wyciagalismy rozne smaczne rzeczy, laptopy i robilismy sobie slajdowisko.
Troche szkoda, ze pogoda nam sie lekko nie udala i zabraklo swiatla, ale i tak zaliczylam wszystkie swity (mimo oporow ;) - nigdy nie bede prawdziwym fotografem, bo jestem leniwa i nie lubie rano wstawac :).
Ponizej efekty pobytu na jesiennym plenerku :)
A co tam, jak juz dzis jest jesienni, to jeszcze wrzuce zdjecia, ktore "rosna" niedaleko naszego domu. Przy samej drodze :)
I jeszcze jedno - prawie takie samo.

czwartek, 29 stycznia 2009

Mam doła

Ano mam. Dziecko najmlodsze lata jak oblakane zamiast sie polozyc, starsze dzieci utruwaja zycie, chlop mnie olal i oglada telewizje, a ja zaraz bede musiala siasc do pracy. A w domu haniebny balagan. W dodatku psy nasikaly na podloge. Udusze gady.
E tam. Lepiej juz nie bede pisac dzisiaj. Po co? Moze jutro bede miec lepszy humor?

Retrospekcja powakacyjna

Ano wakacje byly. Byly fajne. Spedzone nad Tanwia - rzeczka w sercu Roztocza Lubelskiego.
Miejsce bardzo piekne i niezwykle - nazywa sie Rezerwat Szumy. Szumy, bo szumi, bo woda splywa po plytach skalnych wyniesionych, przez ruchy tektoniczne, w postaci progow na rzece. Plynie sobie, plynie i laczy sie z Jeleniem - rowniez slicznym, choc moze nie tak malowniczym i fotogenicznym. Choc przyznam szczerze, ze progi na Jeleniu to prawdziwe wodospady sa. Moze Iguasu, to to nie jest ;), ale zawsze woda spada z jakiejs nieco przyzwoitszej wyskosci niz na Tanwi. Plynie tez calkiem obok Sopot - rownie piekny jak dwie wczesniej wymienione, a na Czartowym Polu jest zupelnie niezwykly. Troche sobie tam pobylismy z najmlodsza Swinka, ktora uatrakcyjniala nam pobyt kapielami z premedytacja, pozeraniem strasznej ilosci czipsow, jeczeniem, marudzeniem i tym wszystkim czym tylko dziecko potrafi uszczesliwic swojego ukochanego rodzica. Ale i tak dziecko bylo godne podziwu: spedzala z nami cale godziny nad rzeka, nudzac sie niemilosiernie i bylismy zdziwieni, ze ogranicza sie do jekow i szantazu kulinarnego.
Moze trzeba kupic Swince aparacik? Moze bedzie sie jej podobac taka zabawa?
Chociaz, wlasciwie........... nie od razu tak bosko bylo ze Swinka. Pierwszego dnia sie skapala, zezarla wszystkie swoje zapasy cukierow i czipsow i zaczela sie nudzic.
Swinka znudzona, to swinka upierdliwa.
Zaczela wyc. Wycie zaczelo przybierac na sile i jakosci. Jako, ze Szumy sa miejscem silnie obleganym przez turystow, ludzie zaczeli sie nam przygladac. Ale niedlugo. Nikt nie wytrzymal Swinki :D Wystraszyla wszystkich, zwlaszcza tych, ktorzy wlazili nam w kadr i nie pozwalali fotografowac, wlazac za nami do wody, lub podgladajacych co robimy i ladujacych sie centralnie w kadr ;D
Swinka stwierdzila po jakims czasie, ze nie ma widowni i wycie ustalo. I znowu bylo pieknie ;D

A to Najmlodsza Swinka - czyli Zosia - w pelnej krasie :)

Co będę dziś robić?

Dziś będę robić NIC.
No, może nie tak całkiem nic. Czekam na jakąś robotę i nudzę się okropecznie, wiec będę sobie rysować. Kaczkę sobie narysuje. Albo pawia. Takiego z długim kolorowym ogonem. I potęsknię sobie znowu za latem.
Właśnie rozgryzłam jakiś problem programowy kolegi - zajęło nam to z 5 minut i znowu usiłuję zająć się czymś efektywnym, bo takie „krzesłodupogodziny” bez żadnego konkretnego zadania są okropnie męczące. Póki co przypomnę sobie jak wygląda inna pora roku niż obecna.

Tak wygląda czerwiec niedaleko domu. O.

A tak wygląda trochę dalej od domu i dopiero w sierpniu. Na zdjęciu jest przegorzan kulisty (echinops ritro) kwitnący i okupowany przez pszczoły.
Hm, w ogóle jakieś te moje zdjęcia dzisiaj „pszczołowe”. Może to znak, ze mam dziś być pracowita jak pszczoła albo, ze w ogóle pracowita ze mnie osoba ;) Nie ma to jak zdrowy samokrytycyzm :D No, to do roboty - może później znowu wstawię jakieś zdjęcie albo obrazek o tematyce odmiennej niż to co za oknem.

Właśnie mi się przypomniało, że mam jeszcze inne zdjęcie przegorzanów.
Nasz znajomy zadzwonił kiedyś, ze fajnie byłoby wybrać się na zdjęcia i on ma fajne miejsce. Pojechaliśmy. W fajnym miejscu rosło potężne pole widocznego powyżej przegorzanu kulistego , a nad nim unosiły się cale masy pszczół. Wszystko brzęczało i drgało. Niesamowite to było.

środa, 28 stycznia 2009

Kolorowe kredki



Jedna z przyjemniejszych czynnosci, jakie sobie moge wyobrazic, to rysowanie, malowanie i wogole spontaniczna tworczosc manualna.

Tak sobie czlowiek siedzi, smaruje farbkami, kredki meczy, paprze na prwo i lewo i bawi sie swietnie. I nawet czasem cos fajnego mu sie uda wysmarowac.

Najpierw umiescilam ptaszorka co mmi sie jakos tak przypadkiem przydazyl jak pracowalam malujac zreszta ilustracje - w ramach odpoczynku od malowania zwierzatek dla dzieci ;)

A nizej sa maczki - tak mi jakos sie smutno zrobilo, bo deszczowo i brzydko i znowu zatesknilam za latem i czerwcem i moimi urodzinami i sobie z czerwonej plamy na papiorku zrobilam kwiatki :) Mam gdzies tez kilka zdjec z makami, ale nie chce mi sie ich teraz szukac - umieszcze kiedy indziej. Zreszta ile postow mozna napisac pierwszego dnia pisania bloga? :D

Jeśli już jestesmy przy ekshibicjionizmie

..... to będę się chwalić, tym co lubię robić. Lubię więc: biegać po krzakach o poranku i wieczorem, budować meble i przerabiać meble, gotować lubię, decoupage też wykonuję z przyjemnością (na tych wyżej wspomnianych meblach). No i jeszcze kilka rzeczy by się znalazło, które lubię, ale teraz w ogóle ich nie pamiętam.


O właśnie - po prawej widać jakie robię mebelki. Potrzebny był taki mały wąski mebelek na skorupy, a ja zawsze marzyłam o takim niebieściutkim kredensiku, więc go sobie zrobiłam. A co! Chcieć to móc!

Fajnie jest sobie tak mierzyć, dłubać, wycinać, kleić i patrzeć jak spod rąk wychodzi sympatyczny, kolorowy grat. Rozumiem starych rzemieślników, którzy kochają swoją prace i wykonują ją z pasja - tak powinno być. Gdyby tak było, to po ziemi chodziliby sami szczęśliwi ludzie.
Na dziś muszę kończyć - rodzina domaga się swoich praw :D



Moja kuzynka określiła moje twory jako "graty w kwiaty" - podoba mi się:) Już tak będę je nazywać :) Zresztą zrobiłam nie tylko kredensik - z niego jestem tylko najbardziej dumna, bo zrobiłam go od zera. SAMA. Ha :D I kto powiedział, ze kobieta nie może być stolarzem? Ha!

Ciągle nic do pracy...........

Nie cierpię gdy nie mam nic do pracy. Wiec sobie poklikam. W poprzednim wpisie umiescilam zdjecie tarniny. Zrobilam je w zeszlym roku, na wiosne. Siedzialam w jakichs krzakach, moj chlop wyzywal sie artystycznie z aparatem w krzakach nieopodal - dobry jest w te klocki - znaczy fotografem jest dobrym :D. Nie mialam zadnego tematu do fotografowania i nudzilam sie strasznie. Byla tylko tarnina i brzoza wiec z tych nudow zaczelam pstrykac eksperymentalnie. Arcydziela to moze nie sa, ale chociaz przypominaja mi, ze kiedys konczy sie zima. Pewno jak zima sie skonczy tez zaczne marudzic ;)

Bardzo juz tesknie do ciepla, slonca, wczesnych porankow i porannej kawy w ogrodzie. Wstane sobie o piatej albo o szostej, ugotuje garnek kawy z imbirem, wywloke mojego faceta z lozka i zmusze go do obcowania z moja osoba. No chyba, ze to on wstanie i pogna mnie, z aparatem w rece, w jakies krzaczory :D, co jest o wiele bardziej prawdopodobne :D Potem poprosimy psy zeby laskawie raczyly pojsc na siku i, jeszcze w porannej ciszy, wypijemy kawe. A ptaszyska beda sie budzic i wydzierac na cale gardlo, ze cudnie jest sie bzykac z ptaszorowa i miec potomstwo. Ekshibicjonizm w pelnej krasie :D

Ciekawe, ze wsrod ludzi taki ekshibicjonizm zamiera. Szkooooooooooooooda...................... Tez bym chciala zeby moj Ukochany spiewal mi serenady pod oknem jak w "Spacerze w chmurach" spiewal Keanu Reeves. Ale to NIEMOZLIWE, bo dzisiejszy "prawdziwy mezczyzna" wolalby pozrec wlasne buty wraz z podeszwa niz pozwolic sobie na takie zachowanie. Moge liczyc najwyzej na to, ze moj Umilony umyje mi auto :D

Nie no, niesprawiedliwa jestem - stac Moja Mezczyzne na odruch romantyczny. Czasem. Ale w koncu stac.

Strasznie sie nudze......




.......... a co za tym idzie szukam sobie jakiegos zajecia. Dzis postanowilam zaczac pisac bloga. Nie mam pojecia czy mi to wyjdzie czy nie? Nigdy nie udalo mi sie pisac pamietnika - zawsze go gubilam, zapominalam robic wpisy, no i byl strasznie klopotliwy - musialam go chowac przed mlodsza siostra.
Moze z blogiem bedzie choc troszke lepiej?
Wlasciwie zaluje, ze nie wiedzialam, ze mozna sobie taki pamietnik prowadzic w necie kiedy urodzilam najmlodsze dziecko. Moze wtedy zapisywalabym, tak jak kiedys probowalam, rozne smieszne powiedzonka, zdarzenia.......... E tam - trudno. Zaczynam :)