wtorek, 28 grudnia 2010

Jestem w Pasterce

Czyli będzie krótko, bo wi-fi jest na pewno kobietą i to kapryśną :DDDDDDDDDDD Ciągle zmienia zdanie :DDDDDDDDDD

Jesteśmy tu. Pobędziemy do Nowego Roku. 

Jak wspomniałam - zasięg jest kapryśny, więc jak dotrę do domu, to dam znać, że jestem :DDDDDDDDDD

p.s.: Gorąco dziękuję za życzenia - wiem, że dostałam, ale jeszcze nie udało mi się ich przeczytać :DDDDDDDDDD Za krótko trwa połączenie :DDDDDDDD

czwartek, 23 grudnia 2010

Już są

Słabo wychodzi mi składanie życzeń.

Mówiąc szczerze, łatwiej mi napisać, niż powiedzieć czego Wam życzę, więc cieszę się, że prowadzę tego bloga.

Myślałam sobie o tym czego oczekiwali trzej mądrzy ludzie, decydując się na długą, niebezpieczną i wyczerpującą podróż? I czy dostali, to do czego dążyli?

Być może ktoś kto tu wejdzie i przeczyta, to co piszę, poczuje się urażony, a nawet oburzony, ale myślę, że dwa tysiące lat temu urodził się człowiek, który był po prostu dobry. Dobry mimo wszystko i za wszelką cenę.

I myślę, że jeśli trzej mędrcy ze Wschodu byli naprawdę mądrymi ludźmi, to cel ich długiej podróży przyniósł im to do czego tak bardzo dążyli.

Dlatego życzę Wam znalezienia odrobiny boskości wokół siebie i w samych sobie. I pamiętania o tym, że fajnie jest być dobrym. 

Nawet jeśli nie zawsze się nam to udaje.































A ten co tak zasuwa przez pustynie, to chyba Baltazar? Leci i się cieszy :DDDDDDDD 

Hm, a może Melchior?

sobota, 18 grudnia 2010

Nie chce mi się......

........ pracować.

W sumie dziwne, bo robię to co lubię.

Tyle tylko, że MUSZĘ  to robić, a to nie zawsze wpływa motywująco na postęp prac :DDDDDDDDDDD

Zamiast pracować myję podłogę.

Albo biurko sprzątam.

Albo szperam po lodówce.

Albo smaruję na resztkach papieru :DDDDDDDDDDD

środa, 8 grudnia 2010

wtorek, 7 grudnia 2010

sobota, 4 grudnia 2010

środa, 1 grudnia 2010

Idą, idą....

.... jeden z pałą, drugi z dzidą :DDDDDDDDDDDD śpiewa Świnka Skarbonka i podskakuje jak diabeł na sznurku. Wyśpiewuje też: w żłobie leeeży trzech pasteeerzy :DDDDDDD A potem codziennie wymyśla inna wersję kolędy :DDDDDDDDDD

A tak poważnie, to tutaj jest nowiuteńki bannerek :DDDDDDDDD Adwentowy, bo zaczął się czas niecierpliwego oczekiwania, a Świnka napoczęła swój kalendarz z czekoladkami :DDDDD I to ma być czas postu  - hmmm :DDDDDDDDDDDDDDDD

A tu wersja soft wspomnianego bannera :D

sobota, 27 listopada 2010

Śnieg

Sypie.

Strasznie sypie. Przed chwilą wróciliśmy z Warszawy i musieliśmy jechać z napędem na cztery koła, bo inaczej auto tańczyło walca na całej szerokości ulicy.

I jak my jutro wrócimy do Poznania? Ha?
Ale wilcze szczenię znalazło nowy dom :DDDDDDD


piątek, 26 listopada 2010

Zimno mi

,cSiedzę w aucie od kilku godzin.

Zaczyna mi być niedobrze, a do Izabelina (jedziemy na Festiwal Fotografii Przyrodniczej) jeszcze dwie godziny jazdy. Chorobę lokomocyjna ma się jednak prze całe życie, a zwłaszcza jak się jeździ na tylnym siedzeniu - bleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.

Chcę cukierka i chcę już stąd wysiąść. I chcę pozbyć się tej koszmarnej ilości ubrań, a zwłaszcza skarpetek. I chcę wykapać się w morzu o temperaturze zupy :)




wtorek, 23 listopada 2010

Nowiutki pędzel.....

... prowokuje użycie :DDDDDD






























Chodzi lisek koło drogi
Cichuteńko stawia nogi,
Cichuteńko się zakrada,
Nic nikomu nie powiada.

Dziś taki lisek łaził po ogrodzie. Chyba bardzo młodziutki? Strasznie śmieszny i wszystkiego ciekawy. Dobrze, że wyjrzałam przez okno zanim wypuściłam psy na dwór.

Właściwie nie mamy po co jeździć do zoo, bo jak się wyjrzy przez okno, to  na trawniku widać całą leśną menażerię: wiewiórki, dzięcioły, sikory, dziki, sarny i lisy :DDDDDDDDD

poniedziałek, 8 listopada 2010

Zbieg okoliczności

Moi mili - chcę przeprosić wszystkich, którym nie odpisałam ostatnio na maile lub na komentarze, a którzy tu zaglądają i bez nich byłoby mi samotnie i smutno. 

Nie jestem biegła w odpisywaniu na czas, a od kilku dni usiłuję nie wykichać sobie w chusteczkę mózgu wraz z katarem. Na polopirynę powinnam dostać upust z fabryki leków i założyć własną plantację czosnku. Nawarstwiła mi się praca. Do tego dziś we własnym ogródku mojego psa zaatakował ............ dzik. Pies chory, po wizycie u lekarza i zastrzykach, za to dzik żyw i cały terroryzuje ogród i do domu wchodzimy przez.......... okno.

Brzmi zabawnie, ale niezmiernie trudno będzie mi wytaszczyć trzy dorosłe psy przez okno na ostatnie siku - Mężczyzna właśnie bawi za morzem, a zdolności telepatycznych nie posiada. Do tego jego punktualny powrót stoi pod znakiem zapytania, bo odprawy na lotniskach w USA trwają kilka godzin (wynik ostatnich wydarzeń).

No dobra - koniec jęków - jutro też jest dzień :DDDDDDDDDDDD

środa, 3 listopada 2010

Się czuję....

..... następująco: buzia w ciup, a pomiędzy wargi palec wskazujący. Tymże palcem szybki ruch góra-dół, a w tym czasie jednostajne wycie. Spróbujcie. Ja się właśnie dziś tak czuję.

WŁAŚNIE ZNOWU ZDECHŁ MI DYSK!

Jedyną rzeczą, którą dokończyłam ostatnio jest talerz - wykonany w akcie czarnej rozpaczy - dziecko bezecnie naciągnęło mnie na zakup farb i od dni czterech poniewiera moją osobę remontem !!!!!!

Talerz poniżej. Idę pobawić się w Arachne: dokończę szalik zanim mnie,  z wściekłości i bezsilności ,szlag nagły trafi.



środa, 27 października 2010

Ram - pam - pam...

całkiem nowe farbki mam :D
Narobiłam mnóstwo plam :DDDDD


I musiałam je wypróbować i przerobić w ptaszydła :DDDDDD

Agata chciała kotów - koty też wczoraj porobiłam z plam :DDDDDD Proszę bardzo Agato :DDDDDDDDDD
Są mniej udane niż ptaszyska, ale są też na papiureczku wielkości znaczka pocztowego :DDDDDDDDD Całe masy mi się walają takich różnych. Wykorzystuję je potem na próbeczki kolorów :D


piątek, 22 października 2010

Czekam na listopad

Bo lubię.

Lubię jak padają z nieba strugi deszczu i liście wirują jak szalone. Lubię poranne przymrozki i gotowanie kawy kiedy jest jeszcze ciemno. Lubię wracać ze Świnką Skarbonką do domu i robić nam herbatę. I lubię popołudniową ciszę i półmrok - zanim Świnka wróci ze swoich zajęć plastycznych.

No lubię i już.


środa, 20 października 2010

Jesień idzie, nie ma na to rady!

Jesień idzie, rady na to nie ma!
Może zrobić się chłodno już jutro
Lub pojutrze, a może za tydzień
Trzeba będzie wyjąć z kufra futro,
Nie ma rady. Jesień, jesień idzie!

 
Tutaj znajdziecie cały cudowny wiersz Andrzeja Waligórskiego. Jest i piosenka, ale jej nie lubię.

Padł mi dysk i jestem pewna istnienia tylko tych zdjęć, które są powyżej.

czwartek, 14 października 2010

Bolą mnie nogi...

... one we śnie 
za sen mój chodzą na czereśnie - pisał Tadeusz Nowak o swoich chorych nogach.


Moje nogi są zdrowe, ale we śnie nie chodzą do sadu, bo pada, a mnie ciągle zimno. Chyba tylko telefon od Agaty postawił mnie na nogi :DDDDD 

Za to moim nogom śni sie ciągle Cypr :DDDDDD I już mi nie pamiętają kolców i drzazg, na które je naraziłam. Pamiętają za to cudowny czas bez skarpetek :DDDDDDDDDD




czwartek, 7 października 2010

Zakazany owoc

opuncja czyli :DDDD

Wpis uczyniony dla Agaty :DDDDDD

Jeśli, w wyniku okoliczności sprzyjających, znajdzie się człowiek w pobliżu kobylastej i owocującej opuncji, to powinien zadbać o należyty ekwipunek zanim jęzor ucieknie mu z łakomstwa. W żadnym, absolutnie żadnym, wypadku nie zbliżać dłoni ani innych części ciała do kaktusa (koniecznie unikać siusiania w bezpośredniej bliskości takiego dorodnego okazu florystycznego).

Pod hasłem „należyty ekwipunek" rozumiem wejście w posiadanie grubych rękawic budowlanych lub bardzo grubych, gumowych rękawic gospodarczych. Można do tego dołożyć ostry nóż i łyżeczkę.

Tak uzbrojonym można wyruszyć w celu pozyskania opuncjowej gruszki. Trzymając ciało z daleka od rośliny (no, chyba, że prócz rękawic wejdziemy w posiadanie ubioru ochronnego używanego do tresury psów policyjnych), odziani w rękawice i uzbrojeni w nóż - działamy. Zerwaną lub oberżniętą gruchę przecinamy i, posługując się łyżeczką, wyżeramy środek owocu.


Opuncja smakuje jak...........  opuncja? Ma jasny, lekko galaretkowaty miąższ - bardzo delikatny i orzeźwiający w smaku. Jeśli kogoś drażnią pestki w arbuzie, to opuncji napoczynać nie powinien: w środku jest masa malutkich, twardych pestek.

A tak poza tym, to śliczna roślina :D



Nie uwieczniłam, niestety, moich palców i brzucha, które naraziłam na kontakt z powyższym zielskiem, ale możecie mi wierzyć: pierwszego dnia po przyjeździe dotknęłam, pożarłam, a w trzy tygodnie później cierpiałam przy wyciąganiu kolejnych kolców i nacinaniu pęcherzy.

środa, 6 października 2010

Od zadniej strony

Czyli jak wygląda fotograf w czasie wykonywania zdjęć?

W sumie najlepiej jak niewygląda :DDDDDDD Albo wygląda bardzo niewiele :DDDDD

Zwykle nie posiadam swoich wizerunków. Żadnych. Nikt nie robi mi zdjęć. I dobrze, bo oglądanie własnych podobizn bywa źródłem ciężkiego stresu :DDDDDDDDD Znacznie łatwiej ogląda się portrety innych osób :DDDDDDDDD

Tym razem sytuacja była nieco odmienna, bo Sławka, w szale upamiętniania widoków, upamiętniała także moją skromną osobę.



Ja polowałam na kota...


...a Sława polowała na mnie :D







Mnie fascynowały moje własne stopy.....

...a Sława zastanawiała się co ja wyprawiam?

























Matko kochana - znowu coś zobaczyła :DDDDDDDDDD I ciągle ten szpetny plecak :DDDDDDDD


O, jaka ładną kolumienkę zobaczyłam: dwa tysiące lat ma i stoi. Ciekawe czy nasze bloki będą straszyć za dwa tysiąclecia?




Hmmmmm........ Znowu na końcu....... Hmmmmmmm.....




















A na końcu były śliczne arkady :D




Skała Afrodyty albo, właściwie, Petra tou Romiou. Podobno, jak się opłynie pięć razy jeden z tych kamulców, to człowiek może zobaczyć Afrodytę - zwidy z  przetrenowania chyba :DDDD. Do wody już mi się włazić nie chciało, więc:

 Jest, jest!!! Od zadniej strony :DDDDDDD
























Noooooooo - w końcu nic nie robi :DDDDDD I garb zdjęła :DDDDDDD

poniedziałek, 4 października 2010

A gdzie byłam i co przeżyłam.....

... post ten wszystko Wam opowie :DDDDDD

Byłam w Pafos - na Cyprze. 

Było gorąco. 

I jeszcze było gorąco.

A poza tym było ...... gorąco :DDDDDDDDDD

A tak serio, to było gorąco jak wszyscy diabli :DDDDDDDDDDDDDDDDDDD

Po wyjściu spod prysznica należało na siebie błyskawicznie naciągnąć kostium kąpielowy, bo zwlekanie z tym procederem groziło niewłożeniem stroju wcale: było tak wilgotno, że człowiek wytarty do sucha natychmiast stawał się mokruteńki.

Pracowałam jako wolontariuszka (grafik i fotograf) w polskiej misji archeologicznej w Kato Pafos. Poznałam świetnych młodych ludzi. Poznałam Pana doktora Henryka Meyzę - wspaniałego człowieka. Spotkałam znowu cudowną Panią profesor Basię Lichocką, z którą miałam przyjemność być w Aleksandrii. 


Mogłabym tak pisać i pisać. Pisać jak na stopa próbowaliśmy, ze Sławką i Pawłem, dotrzeć do Troodos, o tym jak pływałam z maską i połamałam płetwy. O tym jak wieczorami latałam z wywieszonym ozorem do latarni morskiej i z powrotem, narażając się na mrożące krew w żyłach spotkania ze skolopendrą i o tym jak bezwstydnie obżerałam się dziko rosnącymi figami, ale nie będę. Za to od czasu do czasu pokażę jakieś zdjęcie, którego nie udało mi się skopać z pośpiechu :D


Powód moich sprinterskich, wieczornych poczynań :DDDD


Niektórzy twierdzą, że na Cyprze latem jest sucho i brzydko. Sucho tak, brzydko - absolutnie nie.


Po drodze do stacji mijałam połacie ślicznych, kępiastych suchelców. Dziewczyny: Małgosia i Joanna, które były na wykopaliskach wiosną, opowiadały, że te suche łąki są cudowne: zielone i kwitnące masą żółciutkich kwiatuszków. Joanna pokazała mi zdjęcia - to wszystko prawda - muszę to kiedyś zobaczyć.












Obiekt moich westchnień ogrodowych gnijący z rozpaczliwą regularnością, bo u nas za mokro: pustynnik - tu rośnie w charakterze pospolitego chwaściska.


A to powód, dla którego nie należy  dla zdjęcia wskakiwać w japonkach w środek niewielkiej kępki roślin, stanowiącej jedynie słuszne miejsce do rozstawienia statywu - ostatnie kolce wyciagnęłam trzy dni po powrocie do domu :DDDD

C.D.N - JUŻ SIĘ BÓJCIE :D

niedziela, 3 października 2010

O kurczaki!

Miałam się jeszcze poukrywać, ale Agata "wywołała" mnie do tablicy :)

Tak - wróciłam i jestem :D Oprócz tego, że jestem, to jestem też chora z zimna. Od tygodnia, ale o tym kiedy indziej, bo weszłam do domu i dostałam do rąk własnych dwie koperty. Obie miłe :) W jednej milusi prezent od IKEI, który zamierzam zrealizować obrzydliwie praktycznie :D oraz książkę od Zielonej Sowy :D

Poniżej kilka obrazków, które znalazły się w książce, a kilka postów temu obrazki, które chciałam zrobić, ale wyszło, że nie da rady :D







 


I na koniec: Agata - dziękuję - gdybyś mnie nie zmusiła, to ukrywałabym się jeszcze bóg jeden wie jak długo :DDDD