Bo po co? Za proste na tutorial, to co chcę Wam pokazać.
Należy pójść do sklepu, kupić sobie grzybki w occie, korniszonki, miód, powidełka albo inną konfiturę. Wrócić do domu i pożreć wspomniane. Ze smakiem.
Następnie należy spojrzeć smętnie na opakowanie po pożartym przetworze i pomyśleć: taki łaaaaaaaadny słoik - aż szkoda wywalić........ Potem należy słoik zadekować pod zlewem albo gdzieś tam i w bliżej nieokreślonym czasie, pokłócić się z np. z małżonkiem o skłonności chomicze i uratować przed skupem surowców wtórnych wspomniane szkło. Albo pięć :DDDDDDDDDDDDD
Podczas nieobcności małżonka (jedynie wtedy możliwy jest kolejny krok) trzeba chyłkiem odwiedzić skład narzędzi swojego mężczyzny (który oczywiście nie podlega dyskusjom jak skład pod zlewem :DDDDDDDDD). Należy posiąść przyzwoity kawał drutu, kombinerki i obcęgi, usiąść w cichym kąciku, owinąć mężowskim drucikiem gwinty słoików, robiąc dwie pętelki. Do pętelek należy przymocować uchwyt jak przy blaszanym wiaderku i ......... GOTOWE!
Albo nie. Nie gotowe. Można jeszcze pójść w jakieś miłe miejsce, odwiedzanie którego zawsze kojarzy się facetom z pustką w portfelu i nabyć farbki do szkła. Pomalować te owinięte drutem słoiki we wzorki bliskie sercu, a potem do środeczka nasypać piasku i włożyć zapalone tealighty. Zawiesić je na drzewie, sznurku do prania, balkonie albo gdzie lubimy przysiadać wieczorem i cieszyć się zapachem maciejki, popalając sziszę :DDDD
p.s.: Przysiadając "gdzieś tam" trzeba pamiętać o "czymś tam" po czym nie będziemy smakować komarom :DDDDDDDD